Aniela siedząc za biurkiem próbowała za
wszelką cenę skupić się na kartach zawodników, które leżały przed nią. Niestety
z marnym skutkiem. Dzisiejszy dzień nie należał do najprzyjemniejszych. Od
samego rano miała pecha. Zaspała, razem z Zosią spóźniły się na autobus, a tym
samym pojawiła się w pracy dwadzieścia minut po czasie. W prawdzie nikt nie
robił z tego jakiegoś większego kłopoty, ale blondynce i tak popsuło to humor.
Ponad to Zosia jak na dziecko w jej wieku przystało miała masę energii i odkąd
tylko obie pojawiły się w gabinecie, dziewczynka za wszelką cenę próbowała
zwrócić na siebie uwagę mamy.
- Skarbie,
proszę cię usiądź sobie na kozetce i poprzeglądaj bajeczkę, jest w mojej torbie
– kobieta wzdychając głośno lekko pokręciła głową, kiedy jej córeczka z
mazakiem w rączce próbowała namalować szlaczki na kartach częstochowskiej
drużyny
W ostatniej chwili Anieli udało się je uratować. W prawdzie mówiąc nie na rękę
było jej dzisiejsze pilnowanie Zosi. Miała masę roboty, a trzyletnie dziecko w
niczym nie ułatwiało jej pracy. Nie mniej jednak nie mogła mieć pretensji do
swoich rodziców, że postanowili dzisiaj wybrać się do jej starszego brata. I
tak zajmowali się wnuczką każdego dnia do południa, więc również i im należał
się jakiś mały urlop od niańczenia. Dziewczynka najwyraźniej mocno się nudziła,
bo rozglądając się uważnie po pomieszczeniu myślała zapewne tylko tym, co
by tu jeszcze popsocić.
- Mamusiu,
a mogę iść do Dawida? – kładąc rączki na kolanach blondynki Zosia uśmiechnęła
się urzekająco – Mogę, mogę, mogę?
Podnosząc wzrok znad papierów kobieta uśmiechnęła się ciepło w jej
kierunku.
- Odprowadzę
cię, tylko pamiętaj masz być grzeczna.
- Ale
ja wiem, gdzie jest hala, pójdę sama.
Nim Aniela zdążyła zareagować dziewczynka w podskokach wybiegła z gabinetu.
Kręcąc z uśmiechem głową Mielczarek wróciła do pracy. Nie musiała obawiać się o
Zosie, doskonale wiedziała, że dziewczynka pobiegła prosto do Murka. Mała
uwielbiała go i kiedy tylko była w pobliżu hali od razu biegła do niego, aby
bez precedensu ‘wpakować’ się na jego kolana. Blondynka wcale nie dziwiła się,
że jej córeczka tak szybko polubiła przyjmującego częstochowskiej drużyny.
Dawid miał w sobie to coś, że bez problemu zjednywał do siebie ludzi, a dzieci
to wręcz go uwielbiały, czego najlepszym przykładem była Zosia. Ponad to na
plus za Murkiem przepowiadało to, że bez żadnego sprzeciwu godził się na
wszystko za proponuje dziewczynka. Chciała bawić się z nim w ganianego, bawiła
się. Chciała, żeby ponosił ją na baranach, nosił. Chciała się przed nim chować,
szukał jej. Kiedyś Dawid zapytany przez Aniele, dlaczego tak łatwo ulega każdej
zachciance Zosi, odpowiedział, że ta mała ma w swoich oczach coś, co sprawia, że
nie sposób jej odmówić. Miał rację. Blondynka też często łapała się na tym, że
pod wpływem spojrzenia córeczki godziła się na wszystko. Ale w końcu Zosia była
dla nie wszystkim. Kochała ją i wiedziała, że zrobiłaby wszystko, żeby tylko
mała była szczęśliwa. Na dobrą sprawę miała przecież tylko ją...
... kiedy kilka niespełna półgodziny później Aniela wchodziła na hale nie mogła
uwierzyć własnym oczom. Zawsze o tej porze miał miejsce mały sparing
pomiędzy zawodnikami Tytana, tymczasem jednak teraz wszyscy na czele z samym
trenerem siedzieli w niewielkim kółku na środku pakiety do gry, a Zosia siedząc
na kolanach u Ivana śmiałą się radośnie. Blondynka opierając się
ramieniem o framugę drzwi z uśmiechem przypatrywała się jak piętnastu facetów
bawiło się z jej córeczką w ‘ Co widzę? ‘
- No
dobrze, to ja widzę coś hmmm długiego i brązowego. – Łukasz siedząc obok Miljkovićia
z uśmiechem na ustach przypatrywał się kolegom – Co widzę?
- Lampę!
- Reklamę!
- Piłkę!
Na środkowego posypał się grad odpowiedzi na zadane przed niego pytanie.
- Kiedy
ty Janeczek widziałeś piłkę, która jest długa i brązowa, co?
- Oj
tam. U Ciebie Kadziewicz wszystko jest możliwe, jak krowy u ciebie są
fioletowe, to i piłka może być długa i brązowa.
- O
ławkę mi chodziło, pacany!
Dziewczynka śmiejąc się głośno dostrzegła w końcu Anielę. Machając do niej
rączką zaczęła ją wołać. Ivan domyślając się, o co chodzi wstał i biorąc Małą
na ręce ruszył w stronę blondynki. W jego dużych, silnych ramionach Zosia
wydawała się niknąć.
- Przepraszam,
pewnie przeszkodziła wam w treningu, prawda? – biorąc od niego córeczkę Aniela
uśmiechnęła się w stronę atakującego
- Wszystko
w porządku – odwzajemniając gest mężczyzna pogłaskał dziewczynkę po główce,
dokładnie tak samo jak kilka dni wcześniej zrobiła to jego żona, nie mniej
jednak teraz Zosia nie wydawała się być, ani trochę zła, wręcz przeciwnie
podobało się to. – To Fabian wpadł na ten pomysł. A ja, że dopiero uczę się
polskiego siedziałem cicho i się nie odzywałem. Ale już coraz więcej zaczynam rozumieć.
– jakby na potwierdzenie tych słów Ivan łamaną polszczyzną powiedział jedno,
krótkie zdanie – Ładnie dziś wyglądasz.
Śmiejąc się radośnie Mielczarek spojrzała ciepła w stronę Miljkovićia.
- No
proszę, jak tak dalej pójdzie to nie długo będziesz perfekcyjnie posługiwał się
polskim.
- Może.
Ich tęczówki spotkały się, powodując tym samym, że na chwilkę przestali
interesować się otaczającą ich rzeczywistością, dopiero głośny krzyk Dawida
wybudził ich z tego transu.
- Musze
iść. – Ivan uśmiechnął się przepraszająco w stronę Anieli
- Jasne
rozumiem. Miłego dnia.
Mężczyzna pożegnał się z Zosią delikatnym cmoknięciem w czółko, a następnie
pobiegł w stronę kolegów z drużyny. Odprowadzając go wzrokiem z twarzy
blondynki nie schodził uśmiech. Naprawdę zaczynała go lubić...
TYMCZASEM
Zamykając za sobą drzwi Łukasz uśmiechną się szeroko czując przepiękny zapach
dochodzący z kuchni. Był pewny, że to bynajmniej nie Magda gotuje. Dziewczyna
zawsze zarzekała się, że nie nadaję się do kucharzenia i zupełnie nie ma do
tego głowy, dlatego też to już częściej Kadziewicz nosił w tym związku
fartuszek i stał za garami. Zostawiając w przedpokoju klucze od samochodu
mężczyzna udał się w stronę pomieszczenia skąd unosiły się tak apetyczne
zapachy. Wchodząc do kuchni od razu zauważył, jak Malwina śpiewając coś pod
nosem z uśmiechem na ustach kroiła jakieś warzywa. Opierając się o framugę z
zainteresowaniem się jej przyglądał. Musiał przyznać, że blondynka była
niezwykle atrakcyjną kobietą. Jej subtelna uroda różniła się od urody Magdy, a uśmiech,
który w tym momencie widniał na jej twarzy nie mógł się równać z żadnym innym.
W pewnym momencie dziewczyna odwróciła się i dostrzegła jego obecność.
Zażenowana spuściła wzrok.
- Cześć
– uśmiechając się nerwowo wróciła do swojego poprzedniego zajęcia – Nie
słyszałam jak wszedłeś. Strasznie fałszuje, co?
- Nie
mniej niż ja – śmiejąc się radośnie podszedł bliżej niej – A co tak ładnie
pachnie?
- Skrzydełka
z kurczaka w imbirze, jadłeś kiedyś?
- Nie,
ale smakowicie brzmi.
- A
smakuje wyśmienicie. Nie wiedziałam, na którą będziecie z Magdą, więc zaczęłam
gotować obiad troszkę później, ale jakieś pół godziny i wszystko będzie
gotowe.
- Już
mi ślinka cieknie – opierając się plecami o blat jeden z kuchennych szafek
Szatyn uważnie spojrzał na blondynkę
Miała fascynujące tęczówki. Lazurowy błękit wydawał się być piękniejszy niż
wcześniej uważał. Przypominając sobie scenę, jaka miała kilka dni temu podczas
wizyty jej rodziców był wściekły na siebie, że nie zareagował, kiedy Magda wraz
ze swoją matką rzucały w stronę starszej Różyckiej jakieś uszczypliwe teksty.
Musiała czuć się okropnie, kiedy dwie najbliżej jej osoby jawnie okazywały
swoją niechęć kierowaną na jej osobę. Wtedy jej oczy nie były tak wesołe jak
dzisiaj, a Kadziewicz miał nadzieję, że zostaną takie już na długo. Malina go
fascynowała. Kiedy minął pierwszy szok i gniew spowodowany jej nagłym
przybyciem powoli zaczynał się do niej przekonywać. Przez ponad tydzień
rozmawiał z nią częściej niż z Magdą, która celowo znikała na całe dnie z domu.
Nie miałam najmniejszej ochoty przebywać ze starszą siostrą, a kiedy tylko
Łukasz zaczynał na ten temat rozmowę urażona odwracała się do niego plecami,
albo wychodziła z sypialni trzaskając drzwiami. Ich związek powoli się sypał, a
przecież wyznaczona data ślubu zbliżała się nieubłaganie – zostały jeszcze
tylko cztery miesiące. Dokładnie za szesnaście tygodni oboje mieli powiedzieć
sobie sakramentalne tak, a tymczasem teraz zupełnie nie potrafili się
porozumieć. Nagle przed nimi zaczął tworzyć się wielki mur, który skutecznie
uniemożliwiał im kontakt.
- No,
ale coś za coś. – roześmiany głos blondynki wybudził Kadziewicza z tego
dziwnego transu, w którym się znalazł
- Słucham?
- Chcesz
zjeść to zakładaj fartuch i pomóż mi przygotować sałatkę.
Mężczyzna bez żadnego sprzeciwu spełnił jej prośbę. A już po chwili we dwójkę
zawzięcie kroili warzywa umilając sobie czas miłą rozmową...
... pół godziny później wszystko było gotowe. Skrzydełka w imbirze pachniały
apetycznie postanowię na środku stołu w specjalnym żaroodpornym naczyniu, obok
stały pojemniki z sałatkami i zastawa dla trzech osób.
- Wszystko
wygląda tak smakowicie, lepiej niech się Magda pośpieszy, bo jestem głodny –
siadając na jednym z krzeseł Łukasz uśmiechnął się promienie w stronę
Malwiny
Blondynka odwzajemniła gest. W tym samym momencie do ich uszu doszedł dźwięk
otwieranych drzwi. Po chwili w progu pomieszczenia stanęła młodsza Różycka,
nawet nie uraczając siostry jednym spojrzeniem.
- Łukasz,
co tu się dzieje? – zaciskając mocniej pięści wbiła gniewny wzrok w
narzeczonego
- Zrobiliśmy
z Malwiną obiad i czekamy na ciebie, żeby móc zacząć.
- Nie
potrzebnie. Nie jestem głodna.
- Może
jednak? – starsza Różycka posłała w stronę Magdy ciepły uśmiech. – Wszystko
jest gorące i naprawdę pyszne.
- Powiedziałam
już, że nie jestem głodna, tak? A wy róbcie sobie, co chcecie naprawdę mnie to
nie obchodzi.
Dziewczyna wzięła z lodówki jedynie butelkę wody po czym w szybkim tempie wyszła
z kuchni. Malwina podchodząc bliżej Kadziewicza bezwładnie usiadła na krześle
obok niego. Ogniki w oczach, które towarzyszyły jej podczas wspólnego
przygotowywania posiłku teraz nikły ustępując miejsca zrezygnowaniu i smutku, a
Łukasz nie mógł na to pozwolić. Coraz trudniej było mu zrozumieć zachowanie
Magdy. Blondynka w niczym nie przypominała tej radosnej, miłej dziewczyny, w
której zakochał się ładnych kilkanaście miesięcy temu. Każdego dnia przekonywał
się, że na dobrą sprawę nie wie, z kim tak naprawdę się związał. Ich
narzeczeństwo miało być oparte na wzajemnej miłości, szczerości i zaufaniu. A
tymczasem teraz wszystkie ta wartości zdawały się ulecieć gdzieś daleko stąd.
Ale to w tym momencie nie było istotne. Spoglądając na Malwinę nie marzył o
niczym innym jak tylko zobaczyć na jej twarzy uśmiech. Gdy się uśmiechała w jej
policzkach pojawiały się słodkie dołeczki, które bardzo mu się podobały.
Zresztą im dłużej z nią przebywał, tym większą sympatią ją darzył.
- Nie
przejmuj się – ostrożnie kładąc rękę na jej kolanie uśmiechnął się szeroko.
Zaskoczona Malwina natychmiast wstała z miejsca, a jej tęczówki spojrzały
niepewnie na Szatyna.
- Wiesz, mam pomysł – uradowany Kadziewicz klasnął w dłonie
całkowicie ignorując scenę, jaka rozegrała się przed chwilą. – Gdzieś tu mam
wino. Francuskie. Będzie idealnie pasować do naszego obiadu...
***
Przepraszam, moja wina, że tak dawno nic tu nie bylo. Ale obiecuje poprawę! Jak Bąka i Kadzia uwielbiam.
Przepraszam, ale cały rozdział zdominował mi Kadziewicz w fartuszku stojący przy garach :))))))))))) Moja wyobraźnia mnie czasami przeraża. Ale tak na poważnie już,cóż Magdy z reguły są takie jak ta opisana tutaj strasznie humorzaste i nie wiadomo co siedzi w ich głowie(proszę macie idealną analizę mojej osoby :P) A Kadziu cóż znając jego temperament to on niedługo zrobi coś głupiego, bo fascynacja fascynacją, ale on długo nie wytrzyma jak Malwina już mu się podoba. Ivan no ja wam chyba pomnik postawie za to że to jest opowiadanie również o nim, bo jeszcze nigdy nie czytałam z nim opowiadania, a tutaj jest jeszcze taki ze bardzo mi się podoba. Zosia widzę potrafi sama zdezorganizować trening, małe dzieci tak mają, im można wybaczyć wszystko
OdpowiedzUsuńAniele chyba podoba sie Ivanovi i to ze wzajemnością, ale on ma żonę która jest o niego chorobliwie zazdrosna... a co do Magdy to nadal nie mogę zrozumieć dlaczego ona tak traktuje Malwinę? No i co w Magdzie widzi Kadziewicz? Ona chyba czerpie satysfakcje z tego jak sie odnosi do Marlwiny.
OdpowiedzUsuń[krzyk-uczuc]
Pozdrawiam:*
Ellie
Teraz mam problem, i nie wiem sama, której parze kibicuję bardziej. Wiem natomiast, że gdybym miała taką siostrę, to od zawsze uważałabym się za jedynaczkę :) Jednak jestem pewna, że ani Kadziewicz, ani tym bardziej Ivan nie odpuszczą tak łatwo... Już Łukasz dostrzega więcej fascynacji w kierunku Malwiny, niż jej siostry. A znając jego , będzie się jeszcze dużo dziać :)
OdpowiedzUsuńIvan ma oko na Anielę,martwi mnie tylko to jak zareaguje jego żona... Biedna Malwina,musi znosić ciągłe uwagi matki i siostry. Widać jednak,ze może liczyć na Kadziewicza. Czyżby zaczynał przeglądać na oczy,ze swojej przyszłej żony tak naprawdę nie zna? Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńwidać że Aniela i Ivan podobają się sobie nawzajem. Na pewno nie będzie to zwykła znajomość. Tylko co na to jego żona. Myślę że będzie dużo problemów związanych z tą znajomością. A zachowania Magdy to ja nie rozumiem. Ona jest na dobrej drodze żeby stracić Kadziewicza. Zwłaszcza że Łukaszowi zaczyna podobać się Malwina.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam;**