środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział czternasty – „Jak mieć odwagę, jak mam Cię kochać, gdy boję się upadku?”



Blondynka wybiegła jak oparzona z budynku, gdzie trenował częstochowski zespół. Była cała roztrzęsiona. Nie słuchała, krzyczącego za nią Ivana. Chciała jak najszybciej znaleźć się w przedszkolu córki. Przecież to nie mogła być prawda, żeby jej ukochana Zosia, którą dziewięć miesięcy nosiła pod sercem została porwana przez jakiegoś człowieka. Nie miała wrogów, nie wiedziała kto mógł za tym stać. Najważniejsze było dla niej odnalezienie swojej małej córeczki, która była dla niej całym światem. Próbowała złapać taksówkę, ale szczęście jej kompletnie nie sprzyjało. Grube płatki śniegu spadały na jej włosy. Szlochała, klęła i wzywała Boga by to wszystko okazało się zwykłym kłamstwem, zwykłą pomyłką i by jej córeczka była cała i zdrowa w przedszkolu. Nagle poczuła na swoich ramionach czyjeś dłonie. Odskoczyła jak oparzona. To był Ivan. Wpatrywał się w nią uważnie i natychmiast przytulił.
- Zobaczysz, że Zosia się odnajdzie.
- Moje dziecko. Moje maleństwo – szlochała w jego ramionach. – Muszę dostać się do przedszkola. – Mężczyzna szybko zatrzymał jakąś taksówkę i pomógł jej wsiąść. Dziewczyna podała kierowcy adres i próbowała przekonać Ivana, że musi wrócić na trening, ale on nawet nie chciał o tym słyszeć. Uparł się, że pojedzie razem z nią. Cały czas zanosiła się płaczem. Nie mogła w to uwierzyć. Potwornie bała się o Zosię. Może i była dzieckiem wpadki, ale od pierwszego widoku na USG, od pierwszego momentu gdy usłyszała bicie jej maleńkiego serduszka kochała ją tak bardzo jak tylko matka może kochać dziecko. Oddałaby za nią życie, wszystko by tylko móc ją teraz utulić w ramionach.
Po dwudziestu minutach Aniela i Ivan wysiedli pod przedszkolem Zosi, które otoczone było taśmą policyjną. Blondynka nie zważając na Serba natychmiast poszła do przodu. Czuła się zrozpaczona. Nagle zatrzymał ją policjant.
- A kim pani jest?
- Aniela Mielczarek, jestem mamą Zofii Mielczarek – wyszeptała, a mundurowy natychmiast zmienił swoją postawę. Obok niej jak cień pojawił się Ivan. Mężczyzna nie odzywał się, więc policjant uznał go za małżonka kobiety i kazał im iść za sobą. Dziewczyna mimo woli mocniej ścisnęła rękę siatkarza. Potrzebowała go. Chociaż się do tego nie przyznawała to tylko jego obecność utrzymywała ją przy zdrowym rozsądku. W budynku szybko znaleziono głównego policjanta, który odpowiedzialny był za dowodzenie całą akcją. Zaczęto się wypytywać Anieli o różne rzeczy. Odpowiadała zgodnie z prawdą o tym co wiedziała. Nie, nie miała wrogów. Nie, nie była zamożna. Nie, nikt nie chciał skrzywdzić jej córeczki.
- A ojciec dziecka czemu się nie odzywa? – zainteresował się milczącym Ivanem policjant.
- To nie jest ojciec Zosi. To mój przyjaciel. Ivan Milijković i przyjechał na moje wyraźne życzenie. Moja córeczka, nie ma ojca – wyjaśniła blondynka.
- Słucham?
- Moje dziecko jest owocem mojego romansu z innym mężczyzną, który nie chciał jej nigdy poznać, więc wychowywałam ją sama. Nigdy nie prosiłam go o pomoc, a on nigdy od czasu rozstania się ze mną nie skontaktował.
- Twierdzi pani, że nie jest zamożna…
- Oczywiście, że nie jestem! Do pewnego momentu ledwo wiązałam koniec z końcem, dopiero ostatnio moja sytuacja się poprawiła, ale nie jakoś diametralnie. Proszę, niech pan odnajdzie moje dziecko – wyszeptała błagalnie i natychmiast się rozpłakała, a Ivan objął ją ramieniem. Nie rozumiał wiele z tego co mówiono, jakieś pojedyncze słowa, ale wyczuwał, że sytuacja jest poważna. Nagle rozdzwoniła się komórka blondynki. – Słucham? – odebrała.
- Mam twoje dziecko…
- Oddaj mi moją córeczkę! – zapiszczała kobieta, a towarzystwo dookoła ucichło.
- Nie krzycz to małej nic się nie stanie – głos mężczyzny był zdeformowany. Mówił powoli, ale również bardzo niewyraźnie. – Zapłacisz i mała do ciebie wróci.
- Kiedy ja nie mam pieniędzy! – Czuła się coraz bardziej zrozpaczona. Jej dziecko było w rękach jakiegoś obcego człowieka, może groziło jej śmiertelne niebezpieczeństwo, a ona nie mogła jej pomóc.
- Tatuś, dziewczynki jest bogaty. On zapłaci…
- Zosia, nie ma ojca! Nigdy go nie poznała!
- Nie kłam głupia blondynko! A niby kim jest ten wysoki i postawny mężczyzna, który towarzyszy wam każdego dnia… - twarz Anieli zrobiła się trupio blada. Ivan, myślał, że to Serb jest ojcem Zosi. – Dostarczy on sto tysięcy złotych w czarnym worku na dworzec, a wtedy odzyskasz dziecko. Zrozumiałaś?
- Nie krzywdź, Zosi – wyszlochała do telefonu
- Pytam się czy zrozumiałaś – warknął nieprzyjemnie.
- Tak.
- Skontaktuje się za dwie godziny i podam szczegóły – rozłączył się.
Blondynka, spojrzała błagalnie na Ivana i wyszeptała po angielsku by zrozumiał.
- On sądzi, że jesteś ojcem Zosi. Pomóż mi, proszę…

TEGO SAMEGO DNIA WIECZOREM
Stojąc przy oknie Malwina próbowała całkowicie wyłączyć się na krzyki z sąsiedniego pokoju. Po raz kolejny Łukasz i Magda pokłócili się… po raz kolejny o nią. Blondynka obwiniała się o to, że jej powrót zburzył idealne i poukładane życie młodszej siostry i jej narzeczonego.  Gdyby nie ona pomiędzy nimi nie dochodziłoby do tak częstych scysji, tyle przykrych słów by nie padło, a niezliczona ilość krzyków nie miałaby miejsca.
Nie powinnam była wracać.
Wzdychając głośno kobieta lekko pokręciła głową. Powinna była jakoś zareagować, ale bała się, że jej dołączenie do sprzeczki jeszcze bardziej rozłościłoby Magdę. Ich relacje i tak były bardzo napięte, a jeszcze teraz po tym pocałunku z Łukaszem… gdyby jej siostra dowiedziała się o tym z pewnością zerwałaby z nią nawet ten, nikły kontakt, który mają. Chociaż Malwina wiedziała, że nie powinna była oddawać Kadziewiczowi pieszczoty, to jednak nie była w stanie mu się oprzeć. Szatyn miał w sobie coś co ją pociągało, intrygowało i fascynowało. Był inny niż ci wszyscy mężczyźni, którzy do tej pory przewinęli się w jej życiu – przy nim nie musiała udawać nikogo innego, nie czuła zażenowania w jego obecności, a jego słowa w połączeniu z ciepłym tonem głosu działały jak najlepszy balsam na jej poranioną duszę. Pokochała go, jednak bała się do tego przyznać na głos.
Gdy do jej uszu doszedł dźwięk zamykanych drzwi odetchnęła z ulgą. Magda wyszła na umówione spotkanie z koleżankami, więc przynajmniej dzisiejszego wieczora obędzie się już bez dalszych krzyków. Malwina będzie mogła wziąć jakąś aspirynę, położyć się do łóżka, zasnąć i wreszcie zakończyć ten cholernie długi dzień.
Ciche pukanie do drzwi przerwało blondynce jej rozmyślania. Odwracając się, Malwina zauważyła w progu swojej sypialni Łukasza.
- Mogę?
Uśmiechając się kobieta kiwnęła na znak zgody. Wchodząc do pokoju Kadziewicz spojrzał na nią przepraszająco.
- Słyszałaś Magdę?
- Trudno było jej nie słyszeć. – Malwina uśmiechnęła się nerwowo – Wiem, że nasze kontakty nigdy nie będą takie jak dawniej, ale miałam nadzieję, że kiedyś będziemy w stanie przynajmniej normalnie ze sobą rozmawiać.  – resztkami sił próbowała powstrzymać się przed płaczem – Byłam głupia, że w ogóle wróciłam do Polski. Powinnam zostać w Belgii i nie wpieprzać się buciorami w wasze życie.
- Malwina, co ty za głupoty opowiadasz? – dosłownie w ułamku sekundy znalazł się przy niej i zamknął jej wątłe ciało w swoich silnych ramionach – Zabraniam Ci w ogóle o tym myśleć.
- Kiedy to prawda. – pojedyncze kropelki łez potoczyły się po jej bladych policzkach – Od samego początku wszystko niszczę. Zniszczyłam waszą rodzinę, tę którą mieliście tworzyć.
- Ty też jesteś tą rodziną. – jego ramiona wzmocniły uścisk
- Nie prawda, Łukasz. Jestem sama, czuję się nikim ważnym.
- Dla mnie jesteś ważna, bardzo ważna. – swoimi palcami delikatnie ujął jej brodę tak aby ich spojrzenia się spotkały – Kocham cię, Malwina. Nie jako przyjaciółkę, lecz jak kogoś znacznie ważniejszego.
- Łukasz, ja…
Nie pozwolił jej dokończyć. Jego usta po raz kolejny zachłannie smakowały jej. Powinna była to zakończyć, ale nie mogła. Mocniej przywierając do niego swoim ciałem, zarzuciła dłonie na jego szyję. Pozwoliła, aby jego pocałunki schodziły niżej, na jej odsłonięty kark, następnie dekolt.
- Pragnę cię, Malwina. – jego szept sprawił, że na kobieta na chwilę wstrzymała oddech – Ale nigdy nie zrobię nic, czego byś nie chciała. Wystarczy, że powiesz słowa, a ja…
Tym razem ona mu przerwała. Zaczepnie muskając swoimi ustami jego wargi dała jednoznaczną odpowiedź. Więcej nie dopytywał… 

***
Witamy. Jesteśmy zgodnie z planem. Do zobaczenia za tydzień!

1 komentarz:

  1. Kadziewicz to jest dosłownie AMOR! Uwodziciel, i nie wiem, co jeszcze... Tylko, jak mu się nie oprzeć?? :)
    Sama pewnie bym nie potrafiła :D
    Dobrze, że Ivan jest przy Anieli, i jej nie opuszcza... Jego wsparcie jest bardzo istotne.
    Buzia :*

    OdpowiedzUsuń